20 grudnia 2019

Narodowa Pielgrzymka do Rzymu świętowaniem setnej rocznicy urodzin św. Jana Pawła II

Zapraszam na Pielgrzymkę Narodową do Rzymu. 17 maja będą główne obchody 100. rocznicy urodzin św. Jana Pawła II. Uroczystej Mszy Świętej w Watykanie będzie przewodniczył papież Franciszek – poinformował abp Stanisław Gądecki.

Przewodniczący Episkopatu, po otrzymaniu odpowiedzi na prośbę skierowaną do Ojca Świętego.
Przewodniczący Episkopatu, który w tej sprawie otrzymał już potwierdzenie udziału Ojca Świętego w uroczystosciach, podkreślił ogromne znaczenie świętowania w Wiecznym Mieście.
Jan Paweł II to papież Polak, ale jednak był on papieżem dla całego świata, dlatego ludzie z całego świata są zaproszeni na 100. rocznicę urodzin św. Jana Pawła II do Rzymu, do Stolicy Apostolskiej
– powiedział. Wyjaśnił także, że uroczystości wyznaczono na dzień przed datą narodzin św. Jana Pawła II ze względu na przypadającą wtedy niedzielę, i w związku z tym "więcej osób będzie mogło wziąć udział we wspólnym świętowaniu”.
Abp Gądecki wyraził wdzięczność ambasadorowi Polski przy Stolicy Apostolskiej.
Dziękuję Panu Ambasadorowi Januszowi Kotańskiemu za współpracę, aby główne uroczystości urodzin papieża miały miejsce w Watykanie. Będzie to święto całego Kościoła, które przypomni osobę i nauczAnie papieża Polaka, który przybył do Rzymu – jak sam o sobie powiedział – "z dalekiego kraju”.
Przewodniczący Episkopatu zaprasza do włączenia się w Pielgrzymkę Narodową.
Zachęcam diecezje, wspólnoty parafialne i różne środowiska do organizowania pielgrzymek na 100. rocznicę urodzin św. Jana Pawła II do Rzymu. Spotkajmy się 17 maja o 10.30 w Watykanie na uroczystej Mszy Świętej pod przewodnictwem Ojca Świętego Franciszka
– podkreślił abp Stanisław Gądecki, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Egzorcyści ostrzegają przed książką uczącą dzieci przywoływać demony

Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów wydało oświadczenie przestrzegające przed książką Aarona Leightona „Children’s book of Demons” (ang. Dziecięca księga demonów). Zdobywająca coraz większą popularność pozycja, uczy dzieci w wieku 5-10 lat przywoływania różnego rodzaju demonów za pomocą rysowania odpowiednich znaków.
„Nie chcesz wynosić dzisiaj śmieci? Zalewa cię ogrom zadania domowego? Ta osoba, która dokucza ci w szkole stanowi dla ciebie poważną przeszkodę? Cóż, łap za swoje kolorowe długopisy i za pomocą umiejętności w rysowaniu sigili dzwoń po jakiegoś demona! Ta paranormalna parodia jest wypełniona po brzegi zabawnymi duchami bardziej śmiesznymi niż strasznymi!” – czytamy opis książki w serwisie Amazon.
Pozycja autorstwa okultysty Aarona Leightona dostępna jest już w takich sieciach, jak Amazon, Walmart, czy Barnes&Noble. Wydana przez Koyama Press publikacja uczy dzieci w wieku 5-10 lat jak przywoływać przeróżne rodzaje demonów do własnych korzyści. Każdemu duchowi odpowiada innego rodzaju sigil, który przedstawiany jest w książce jak „numer telefonu” do przyjaciela.
Okultystycznemu dziełu sprzeciwia się Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, założona w 1993 r. przez o. Gabriela Amortha organizacja zrzeszająca katolickich księży-egzorcystów. Jej obecny prezes, ks. Francesco Bamonte podkreśla, że – wbrew temu co mówią autorzy – kontakty z demonami nie są „zwyczajną i godną polecenia praktyką”.
Bamonte zaznacza, że przedstawione do rysowania przez dzieci znaki bardzo przypominają te obecne w grymuarach i podręcznikach okultystycznych, niezbędnych do kontaktu ze złymi duchami. Egzorcysta oskarża autorów o promowanie satanizmu jako „kolejnej alternatywy religijnej” oraz narażanie dzieci na „psychiczne, fizyczne i duchowe” szkody.
„Nie igra się z demonami. Każdy kto zaprasza do kontaktu z demonem dziecko, daje im tak naprawdę do zabawy granat. Prędzej czy później ktoś pociągnie za zawleczkę i nastąpi wybuch” – podkreśla. Zdaniem kapłana, książka „zaciera także różnice pomiędzy dobrem a złem”.
Źródło: breitbard.com / amazon.com / lifesitenews.com
PR

Alternatywy dla „Aborcji bez granic”. Gdzie szukać pomocy, gdy kobieta rozważa aborcję?

W ubiegłym tygodniu działalność w Polsce rozpoczął fundusz aborcyjny ułatwiający i finansujący aborcję. Prezentujemy alternatywne rozwiązania i opcje pomocy dla kobiet i dziewcząt.

Największy wpływ na to, czy kobieta / dziewczyna zdecyduje się na aborcję, ma jej otoczenie. Jak postępować i gdzie się kierować, gdy znamy kobietę bądź jej partnera albo jej rodziców rozważających aborcję?
Przede wszystkim należy powstrzymać się przed oceną moralną sytuacji. Jeśli ciąża jest wynikiem „wpadki”, gwałtu czy romansu – kobieta w takim położeniu już prawdopodobnie wystarczająco jest oceniona i przestraszona.
Drugi krok to wyrażenie akceptacji i zapewnienie o pomocy oraz przedstawienie różnych scenariuszy na przyszłość. O jakie scenariusze chodzi?
1. W każdej sytuacji można zadzwonić pod nr 608 752 142, gdzie natychmiastową pomoc zaoferują pracownicy Fundacji Małych Stópek.
2. Jeśli kobieta nie ma środków do życia, może udać się do jednego z lokalnych Domów Samotnej Matki i tam zamieszkać na czas ciąży, połogu oraz tak długo, jak będzie potrzebowała.
3. Kobieta w trudnej sytuacji materialnej oraz mieszkaniowej może otrzymać pomoc w postaci mieszkania i wszystkich niezbędnych do życia środków poprzez fundacje do tego powołane, np. Bractwo Małych Stópek.
4. Kobieta, która nie chce lub nie może wychowywać dziecka może je przekazać do adopcji.
5. Dziecko po urodzeniu kobieta może zostawić w szpitalu. W ciągu 6 tygodni ma możliwość zmienić zdanie.
6. Dziecko można zostawić także w Oknie Życia. Jednak ta opcja jest bardziej kłopotliwa niż zostawienie w szpitalu, z uwagi na anonimowość. Niemowlę trafi do adpocji dopiero po ustaleniu pochodzenia. To jest długotrwały proces i powoduje zatrzymanie dziecka w domu małego dziecka przez dłuższy czas.
7. Kobieta która obawia się, że nie będzie w stanie utrzymać siebie i dziecka może otrzymywać pomoc finansową z fundacji wspierających kobiety w ciąży i matki, np. Bractwo Małych Stópek, Polskie Stowarzyszenie Obrońców Człowieka.
8. Kobieta, która spodziewa się dziecka chorego może także liczyć na pomoc powyższych fundacji, np. z Funduszu Dziecka Chorego Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Człowieka.

Każdy może pomóc zmniejszyć liczbę aborcji

Oprócz wsparcia mentalnego pomocą są także pieniądze i rzeczy codziennego użytku, np. pieluchy. Pomagają w zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa i zadbaniu o mamę i dziecko. Można bezpośrednio zaoferować taką pomoc kobiecie bądź przelać pieniądze na konto fundacji. Również zbędne przedmioty tj. łóżeczko czy wózek można przekazać fundacji, aby trafiły do przyszłej mamy, która zrezygnuje z aborcji, a nie może liczyć na powzięcie odpowiedzialności ojca dziecka czy wparcie rodziny.

Fundacja Małych Stópek

tel.  608 752 142
Obecnie pomaga 1 kobiecie na tydzień, ratując ją i jej dziecko od aborcji. Wspiera materialnie,  psychologicznie, medycznie i gwarantują swoją obecność, nie zostawiając samej żadnej kobiety, która się zgłasza. BMS to ks. Tomasz Kancelarczyk, pracownicy i wolontariusze, którzy działają natychmiastowo. Mają bardzo duże doświadczenie.
Koszt każdej interwencji, czyli wsparcia kobiety w ciąży to co najmniej 20-30 tys. zł. Oprócz bezpiecznego i godnego miejsca zamieszkania otrzymuje środki do życia i zapewnienie o utrzymaniu i zadbaniu o wszystkie potrzeby mamy i dziecka przez 2-3 lata. Pieniądze na pomoc kobietom pochodzą od darczyńców fundacji.
Oprócz pieniędzy fundacja przyjmuje także pieluchy, wózki, łóżeczka, nosidełka  – wystarczy zgłosić się mailowo bądź telefonicznie do Fundacji Małych Stópek, a pracownicy zajmą się odebraniem przedmiotów i transportem.

Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka

tel. (12) 421-08-43
Pomaga finansowo kobietom w ciąży i po porodzie, a także kobietom z chorymi dziećmi, prowadząc kilka specjalnie do tego dedykowanych funduszy: Fundusz Wsparcia Rodziny, Fundusz Ochrony Życia Dziecka Poczętego Chorego i Niepełnosprawnego.

Fundacja Javani  

Wspiera małoletnich rodziców w wychowywaniu dzieci, zdobyciu wykształcenia i podjęciu pracy zawodowej. Służy także rodzicom nastolatków i nauczycielom. W zespole są mediatorzy, prawnicy, lekarze, położne, pielęgniarki, księża, psychologowie, naprotechnolog i doradca zawodowy.

Fundacja Evangelium Vitae, siostry boromeuszki

tel. 798 988 903
Siostry oferują wsparcie prawne, pomoc psychologa i psychoterapeuty, doradcy rodzinnego także dla osób głuchoniemych i niedosłyszących oraz terapeuty NEST dla kobiet po traumie związanej z przemocą domową, poronieniem, aborcją lub obawiających się, czy podołają psychicznie opiekować się dzieckiem niepełnosprawnym.

Fundacja Uśmiech Dziecka

tel. 12 656 14 33
Dla bardzo młodych kobiet i dziewcząt w ciąży, które nie mogą liczyć na pomoc bliskich. Fundacja wspiera w poczuciu odrzucenia i przerażenia. Zapewnia opiekę nad dzieckiem w trakcie kontynuowania nauki przez młodą mamę, a także pomoc wychowawcy, psychologa, lekarza pediatry, psychiatry, rehabilitanta, logopedy, prawnika i pracownika socjalnego.

Fundacja Pomocy Kobietom Eurohelp

tel. 34 361 21 17
Fundacja pomaga w opiece nad noworodkiem kobietom, które zrezygnowały z aborcji i zdecydowały się na macierzyństwo. Ponadto oferuje pomoc prawną, socjalną – kobietom, które potrzebują tymczasowego miejsca zamieszkania na czas ciąży oraz konsultacje psychologiczne i terapię grupową.

19 grudnia 2019

Adwentowe antyfony „O”. Nie każdy o nich wie, a kryją ważną obietnicę

Gdy zestawimy łacińskie tytuły wielkich antyfon adwentowych i spojrzymy na ich pierwsze litery, to czytane od końca utworzą akrostych „Ero cras” – „Przyjdę jutro”. Każą na chwilę przystanąć i zastanowić się, czy jesteśmy gotowi przyjąć Dziecię narodzone w Betlejem.

Czas poprzedzający Wigilię Bożego Narodzenia to chyba najbardziej zabiegane dni w roku. Pomimo że tempo codziennych wydarzeń wydaje się zwalniać i coraz mniej myślimy o naszych zwykłych obowiązkach, to lista spraw, które wymagają szybkiego załatwienia, wciąż rośnie. Trzeba kupić choinkę i rozejrzeć się za odpowiednią ilością karpia, wciąż jeszcze nie mamy wszystkich prezentów, w domu czekają nas porządki itp.

Wielkie antyfony adwentowe – co to jest

Tymczasem w wieczory tych grudniowych dni, od 17 do 23 grudnia, czyli w ostatnim tygodniu Adwentu, w tradycji Kościoła łacińskiego podczas modlitwy nieszporów śpiewa się lub odmawia od wieków tzw. wielkie antyfony „O”. Poprzedzały one hymn Magnificat, stanowiący dziękczynienie Maryi za łaskę cudownego poczęcia Chrystusa.
Za autora tych krótkich, zawierających trzy lub cztery wersy płomiennych wezwań modlitewnych, uważany jest św. Grzegorz Wielki – papież, którego pontyfikat przypadł na koniec VI wieku i który jest czczony zarówno przez chrześcijański Zachód, jak i Wschód. Był on równocześnie najbardziej prawdopodobnym twórcą liturgii rzymskiej.

O czym mówią antyfony „O”

Ostateczny, niezmieniony po dziś dzień, kształt literacki antyfonom miał z kolei nadać żyjący w IX wieku Amalariusz z Metzu. Każda z napisanych przez niego siedmiu antyfon na dni od 17 do 23 grudnia ma dość logiczną konstrukcję stylistyczną.
Zaczyna się od wezwania do przychodzącego Chrystusa (zawsze poprzedzonego „O”, stąd nazwa antyfon). Choć nigdy nie nazywa Go po imieniu, lecz określa opartymi na Starym Testamencie metaforami literackimi: „Mądrość, która wyszła z ust Najwyższego”, „Adonai, wódz Izraela”, „Korzeń Jessego”, „Klucz Dawida”, „Wschód”, „Król narodów” oraz „Emmanuel”.
Te dostojne synonimy potęgują uczucie tajemniczości i oczekiwania na wielkie wydarzenie. Zapadające coraz szybciej mroki wieczoru rozświetla wizja zwycięskiego władcy i króla, który – jak wschodzące o poranku słońce – przezwycięża nocny lęk i zagubienie, ogrzewając swoim nieprzemijającym i wiecznym blaskiem pogrążony w letargu świat.
„O Wschodzie, Blasku światłości wieczystej i Słońce sprawiedliwości, przyjdź i oświeć żyjących w mroku i cieniu śmierci” – woła antyfona z 21 grudnia. Dobrze ona koresponduje z troparionem (specjalnym hymnem liturgicznym) śpiewanym na Wschodzie w dzień Bożego Narodzenia, który „napełnił wszechświat światłem poznania, dzięki czemu czciciele gwiazd od Gwiazdy nauczyli się czcić Ciebie, Słońce sprawiedliwości, i poznali, że Ty jesteś Wschodzącym z wysokości”.
Po każdym wezwaniu antyfony, w jej drugiej części, znajdziemy krótką prośbę o dobre owoce wcielenia, które wyzwala człowieka z jego grzesznej i słabej kondycji. Słyszymy słowa o „wyprowadzeniu z więzienia człowieka pogrążonego w cieniu śmierci”, o „wyzwoleniu potężnym ramieniem” czy też „nauczenie nas dróg roztropności”. Nacechowane optymizmem i nadzieją zapowiedzi poprzedza konsekwentnie ten sam czasownik: „przyjdź” (łac. „veni”).

Przyjdź, Panie Jezu!

Co ciekawe, gdy zestawimy łacińskie tytuły antyfon i spojrzymy na ich pierwsze litery, to czytane od końca utworzą akrostych „Ero cras” – „Przyjdę jutro”.
Sapientia
Adonai
Radix Jesse
Clavis David
Oriens
Rex gentium
Emmanuel
Przez stulecia antyfony ostatniego tygodnia przed Bożym Narodzeniem stanowiły natchnienie dla artystów i kompozytorów. Śpiewane najpierw w klasztorach w jednogłosowej tonacji chorałowej, przez wieki obudowane zostały coraz bardziej dostojnymi formami muzycznymi. Niezależnie jednak od iskrzącej się feerią dźwiękowych barw ornamentyką, wszystkie wyrażają gotowość rodzaju ludzkiego na przyjęcie przychodzącego Pana, który przed wiekami nie znalazł miejsca narodzenia, poza małą szopą za miasteczkiem.
Dzisiaj, biegnące gdzieś niepostrzeżenie między zakorkowanymi ulicami i migotającymi przedświątecznymi reklamami słowa antyfon każą na chwilę przystanąć i zapytać się: czy jesteśmy gotowi przyjąć Dziecię narodzone w Betlejem? Czy Jego blask i obraz dostrzegamy nie tylko w tych, którzy zmęczeni, choć zadowoleni, wracają obładowani torbami z upominkami z galerii handlowych, ale we wszystkich potrzebujących, samotnych i opuszczonych? Śpiących w środkach komunikacji miejskiej i gromadzących się w tych dniach tak licznie na wigiliach dla ubogich lub bezdomnych? W kolumnach uchodźców przemierzających pieszo Bałkany i stojących pod granicami Unii Europejskiej?
Do nich również, a może i przede wszystkim, zwracają się teksty grudniowych antyfon, z radością oznajmiających, że to, co niemożliwe dla człowieka, zawsze jest możliwe dla Boga i Jego Syna. Pan przyjdzie już jutro – do wszystkich i dla wszystkich.

14 grudnia 2019

Ordo Iuris zawiadamia prokuraturę w sprawie „Aborcji bez granic"

Ruchy proaborcyjne ogłosiły uruchomienie programu „Aborcja bez granic”. Ma on na celu ułatwienie kobietom uśmiercania ich nienarodzonych dzieci. Instytut Ordo Iuris, w imieniu własnym, poseł Anny Marii Siarkowskiej oraz działacza społecznego i polityka Jacka Władysława Bartyzela, złożył do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez osoby zaangażowane w projekt. Inicjatorzy programu „Aborcja bez granic” zapewniają wsparcie logistyczne i finansowe dla kobiet, które chcą dokonać aborcji. Tego typu działania są w Polsce zabronione przez Kodeks karny.

Akcję propaguje Fundacja Dziewuchy Dziewuchom. Organizacja na swoich profilach w mediach społecznościowych umieściła informację o otwarciu, przy współudziale innych stowarzyszeń, infolinii, na której udzielane są porady w dokonaniu samodzielnej aborcji, sprzecznej z przepisami ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Co więcej, uruchomiono fundusz mający na celu finansowanie zabójstwa prenatalnego osobom, które o to wystąpią. Ponadto, fundacja zapowiedziała wsparcie w organizacji tzw. turystyki aborcyjnej.
W Polsce karze podlega ten kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w dokonaniu aborcji z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania. Karana jest także osoba, która publicznie nawołuje do popełnienia przestępstwa i która bierze udział w zorganizowanej grupie albo związku mającym na celu popełnienie przestępstwa (art. 152 KK par 2 kk, art. 255 par.1 kk i 258 par 1 kk). Z uwagi na fakt uzasadnionego podejrzenia naruszania prawa, Instytut Ordo Iuris poinformował odpowiednie organy ścigania składając m.in. wniosek o zabezpieczenie wszystkich komputerów, urządzeń mobilnych oraz nośników danych w celu ustalenia szczegółów podejmowanego procederu, jak również osób zaangażowanych w działalność i ich ról.
W ostatnim czasie rośnie aktywność polskich i zagranicznych środowisk wzywających do lekceważenia obowiązujących w Polsce przepisów prawa odnośnie ochrony życia w prenatalnej fazie rozwoju. Instytut już w 2017 r. sporządził opinię prawną wykazującą niezgodność z polskim prawem organizowania i nakłaniania kobiet do dokonywania aborcji poza terytorium RP (tzw. turystyki aborcyjnej). Opinia ta została wówczas doręczona do wszystkich Prokuratur Regionalnych przez Prokuratora Krajowego.
„Polskie prawo jako zasadę przyjmuje całkowity zakaz aborcji. Jeżeli jakkolwiek zorganizowana grupa nawołuje do jej łamania i składa ofertę wsparcia w zabijaniu dzieci nienarodzonych, prawo musi natychmiast otoczyć ochroną potencjalne ofiary zbrodni. Dlatego składamy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, liczymy na niezwłoczne podjęcie kroków przez właściwe organy ścigania i z pewnością będziemy aktywnie uczestniczyć we wszczętym postępowaniu” – mówi adw. Jerzy Kwaśniewski – Prezes Ordo Iuris.
Źródło: ordoiuris.pl

11 grudnia 2019

Denis Mukwege - Dostał pokojowego Nobla 2018 i mówi: „Bez Boga jestem nikim”

W prowadzonym przez siebie szpitalu przewodniczy codziennym modlitwom, a na prowadzone przez niego nabożeństwa przychodzi w niedzielę 6 tys. wiernych. „Zgwałcone kobiety, które do mnie trafiają, są jak porozrywana na strzępy chusteczka, a ja nitka za nitką je ceruję” – opowiada.

„Rodzice nauczyli mnie znaczenia codziennej modlitwy i tego, że bez Boga jestem nikim” – mówi Denis Mukwege, który 8 grudnia odbierze pokojowego Nobla. Pochodzący z Demokratycznej Republiki Konga 63-latek jest ginekologiem-położnikiem i protestanckim pastorem. Nobla otrzymał za działania mające na celu ukrócenia barbarzyńskiego procederu stosowania przemocy seksualnej jako narzędzia wojny.

Dzieło misjonarzy

„W każdej zgwałconej kobiecie widzę własną matkę lub siostrę, a w każdym zgwałconym dziecku – własne dziecko” – wyznaje lekarz-noblista, który urodził się w ubogiej rodzinie jako trzecie z dziewięciorga dzieci. Jest żonaty i ma pięcioro dzieci.
Podkreśla, że to kim jest zawdzięcza rodzinie i pochodzącym ze Szwecji misjonarzom, którzy w jego rodzinnym Bukavu zaszczepili Ewangelię. Miejscowy król bez problemu przekazał im teren, na którym mogli osiąść. Wybrał jednak opuszczoną dolinę, według wierzeń miejscowej ludności zamieszkaną przez złe duchy, był więc przekonany, że misjonarze szybko stamtąd uciekną. Tak się jednak nie stało.
Począwszy od 1924 r. misja zaczęła się stopniowo rozrastać. Pastorzy obok kościoła wybudowali przychodnię i postawili na edukację. Dzięki ich wsparciu kształcił się m.in. dzisiejszy noblista. Mukwege podkreśla, że swe powołanie odkrył dzięki ojcu, którego zielonoświątkowi misjonarze wykształcili na pastora. Wraz z nim jako młody chłopak często odwiedzał chorych w domach.

Lekarz i pastor

„Pamiętam, jak tato modlił się nad schorowaną kobietą, leżącą na ziemi w ubogiej chacie. Spytałem dlaczego nie da jej potrzebnego lekarstwa, a on odpowiedział, że przecież nie jest lekarzem” – wspomina Mukwege. Wyznaje, że właśnie wówczas zdecydował, że będzie się nie tylko modlił za chorych, ale i ich leczył. Został lekarzem i zarazem pastorem.
W prowadzonym przez siebie szpitalu Panzi przewodniczy codziennym modlitwom, a na prowadzone przez niego nabożeństwa przychodzi w niedzielę 6 tys. wiernych.
„Wiara w Jezusa, którą wyniosłem z rodzinnego domu jest dla mnie i mojej rodziny fundamentem życia i działania. Bez codziennej modlitwy nie byłbym w stanie nic zrobić – mówi Mukwege. W kieszeni nosi sczytany egzemplarz Biblii, z którą się nigdy nie rozstaje.

Mężczyzna, który naprawia kobiety

Przez 20 lat swej pracy dał szansę na lepsze życie 85 tys. kobiet. Większość z nich to ofiary okrutnych gwałtów. Potrafi przeprowadzać piętnaście operacji dziennie. Leczy za darmo. Przekazuje na to wszystkie otrzymywane pieniądze, resztę koniecznych funduszy zbiera Fundacja Panzi.
Pracująca w niej prawniczka Bagaya Bazilianne wskazuje, że Mukwege nigdy nie prosi o nic dla siebie: „Nie ma sensu kupować mu dobrych garniturów czy nowych butów, bo wszystko odda potrzebującym. Sam potrzebuje niewiele”.
Mówi, że o jego medycznej drodze zadecydowała Opatrzność. Kiedy zastanawiał się nad specjalizacją, do szpitala, w którym pracował trafiła ofiara okrutnego gwałtu. Studia specjalistyczne z położnictwa i ginekologii skończył we Francji. Stał się światowym specjalistą od rekonstrukcji narządów rodnych. Wypracował m.in. nowatorską metodę zszywania pochwy. „Kobiety, które do mnie trafiają, są jak porozrywana na strzępy chusteczka, a ja nitka za nitką je ceruję, próbując dać im szansę na normalne życie” – mówi Mukwege, nazywany „mężczyzną, który naprawia kobiety”.

Gwałty wojenne: „ciche ludobójstwo”,

Gdy zaczęły do niego trafiać zgwałcone córki kobiet, które kilka lat wcześniej ratował po strasznych gwałtach zrozumiał, że nie może tylko leczyć, ale musi też nagłaśniać sprawę gwałtów, jako formy wyniszczającej broni wojennej. Najmłodsza dziewczynka, którą ratował miała zaledwie dwa latka. Miała porozrywane wnętrzności, ale udało się jej pomóc. Katowali ją na oczach oszalałej z bólu matki.
„Podczas takich operacji dziękuję Bogu za me ręce, przez które może dokonywać On cudów” – mówi lekarz. Swe zaangażowanie na rzecz poszkodowanych kobiet, demaskowania zbrodni wojennych, a także ich prawdziwych przyczyn nazywa swą życiową misją. Wielokrotnie grożono mu za to śmiercią.
Gwałty wojenne nazywa „cichym ludobójstwem”, bo zabijają nie tylko ciało ale przede wszystkim duszę ofiary, czyniąc ją niezdolną do normalnego życia. „Oprawcy niszcząc kobiety chcą wyniszczyć całą wspólnotę, bo kobieta jest przecież symbolem integralności rodziny i relacji społecznych” – podkreśla noblista.
Przypomina, że wojna w Kongu rozpoczęła się w 1998 r. i trwa do dzisiaj, mimo kilku zawartych porozumień o przerwaniu ognia i zaprowadzeniu pokoju. Kosztowała życie ponad 5 mln ludzi! Szacuje się, że w tym kraju gwałconych jest rocznie 200 tys. kobiet/nastolatek/małych dziewczynek.

Kościół nie może towarzyszyć w samobójstwie

„Doświadczenie pokazuje, że za decyzją o samobójstwie często kryje się niewyrażone pragnienie, które trzeba odszyfrować i pogłębić”.
Taki wniosek płynie z najnowszego dokumentu biskupów szwajcarskich poświęconego obecności duszpasterzy przy tzw. wspomaganym samobójstwie. Jego stosowanie w Szwajcarii systematycznie rośnie. Coraz więcej obywateli uważa to za dopuszczalne rozwiązanie w obliczu cierpienia i śmierci. Dokument nosi tytuł: „Postawa duszpasterska w obliczu praktyki wspomaganego samobójstwa”.
Coraz częściej się zdarza, że niezależnie od pragnienia otrzymania sakramentu, pacjenci, którzy rozważają możliwość wspomaganego samobójstwa proszą o ludzkie i duchowe towarzyszenie oraz pragną obecności duszpasterza lub innej osoby zaangażowanej w życie Kościoła. Czasami życzenie sięga samego momentu podania pacjentowi zabójczego preparatu.

Biskupi szwajcarscy wyjaśniają sposoby oraz czasy towarzyszenia duchowego i obecności w takich sytuacjach. Podkreślają wyraźnie, że wspomagane samobójstwo jest całkowicie sprzeczne z orędziem Ewangelii oraz stanowi poważny zamach na ludzkie życie, które powinno być chronione od poczęcia do naturalnej śmierci. Druga część dokumentu podejmuje pytanie coraz częściej stawiane duszpasterzom: „Jaki sens ma życie ogarnięte takim cierpieniem? Chcę umrzeć, czy możecie mi to umożliwić?”

Wspomagane samobójstwo jest procesem. Zaczyna się od nawiązania kontaktu z organizacją, która zapewnia asystowanie przy nim. Przekazuje się wtedy dokumentację medyczną. Potem rozpoczynają się rozmowy i zostaje ustalona data. Dalsza procedura polega na podaniu leku przeciwwymiotnego. Po pół godzinie zostaje podany zabójczy preparat. Potem rozpoczyna się agonia, która trwa bardzo różnie, zależnie od osoby, od kilku minut do kilkunastu godzin. Średnia to 25 minut.
Biskupi zalecają, aby towarzyszyć osobom, które zdecydowały się na samobójstwo tak długo, jak jest to tylko możliwe. Jednak duszpasterz jest zobowiązany do fizycznego opuszczenia pomieszczenia w momencie, w którym podano zabójczy preparat. Motywacja takiego postępowania jest potrójna. Wychodząc z pomieszczenia, w którym dokonywane jest samobójstwo, Kościół nie przestaje dawać świadectwa o niezbywalnej wartości życia. Decyzja o pozostaniu mogłaby zostać zinterpretowana jako pomoc i współpraca z jego strony w samobójstwie. Zachowanie takie jest również zaproszeniem do refleksji nad wpływem psychologicznym, jakie mogłoby mieć bierne asystowanie przy samobójstwie na osoby otaczające pacjenta.
Dokument podkreśla ponadto rolę sakramentów, które mają służyć życiu, a nie śmierci. Tekst zestawia z jednej strony powagę decyzji o samobójstwie i jednocześnie nie traci nadziei, że można ją odwrócić, że może ona ustąpić decyzji o życiu.
Bp Charles Morerod, biskup diecezji Lozanna-Genewa-Fryburg, członek komisji bioetycznej konferencji episkopatu Szwajcarii podkreśla, że w Szwajcarii samobójstwa są dość rozpowszechnione.
„Chodzi o brak nadziei. Społeczeństwo szwajcarskie jest owładnięte materializmem. Temu, kto posiada pienądze wydaje się, że może nabyć wszystko, ale w pewnym momencie wpada w rozpacz, ponieważ okazuje się, że nie można kupić szczęścia. Materializm nie daje odpowiedzi na wszystko – podkreślił w wywiadzie dla Radia Watykańskiego szwajcarski hierarcha. - Występuje także silna presja rodziny: kiedy osoba starzeje się kosztuje coraz więcej rodzinę, a więc powstaje ryzyko odziedziczenia mniej. To jest bardzo cyniczna postawa. A więc członkowie rodziny mówią: spójrz, nie jesteś już szczęśliwy i kosztujesz coraz więcej społeczeństwo...“

5 grudnia 2019

Andrzejki i „niewinna wróżba”? To pierwszy krok w niebezpieczną stronę

Andrzejkowa wróżba, lanie wosku… Takie są początki. Potem z „pomocą” przychodzi horoskop, tarot, albo i inna usługa wróżki. Bo przecież „to tylko niewinna zabawa”. Zresztą „i tak w to nie wierzę”, choć… „czasem się sprawdza”. Tak właśnie wyglądają początki zatracenia się w okultyzmie, magii czy innej „wiedzy tajemnej”. Katolik tak się nie „bawi”.

O pierwszy krok w drodze do zatracenia naprawdę nietrudno, bo horoskopy wszelkiej maści są dostępne na wyciągnięcie ręki. Pełno ich w kolorowej prasie czy w mediach elektronicznych. Prawdziwy szturm ofert zawsze towarzyszy „Andrzejkom”, które stanowią swego rodzaju platformę startową do wysypu noworocznych ofert wróżbiarskich. Przecież – krzyczą reklamy – musisz wiedzieć co Cię czeka w nowym roku!

A chętnych na usługi wróżbiarskie niestety nie brakuje. Wedle szacunków, co roku z tego rodzaju usług korzysta nawet 3 mln Polaków. Połowa z nich za pomocą telefonu lub internetu. Portale ezoteryczne co miesiąc odwiedza 2,5 mln internautów, a horoskopy czyta co drugi Polak (takie dane podaje Gemius i CBOS). W popularnych mediach brylują wróżki i wróże nie ukrywając wcale, że na ludzkiej naiwności (choć tak tego nie nazywają), zarabiają krocie. Wedle szacunków rynek ezoteryczny w Polsce szacowany jest na kwotę ponad 2 mld zł, a zapotrzebowanie wciąż rośnie. „Pielęgnowanie” dziwnych zwyczajów andrzejkowych tylko rozpala wyobraźnię i nakręca wróżbiarski obłęd.

Zaczyna się niby niewinnie. Choćby właśnie od zabawy andrzejkowej. Tylko potem okazuje się, że po „poradę” do wróżki idą młodzi, starzy, bogaci, wykształceni… Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. To ludzie, którzy utracili wiarę lub przeżywają jej kryzys. To ci, co „obrazili się” na Boga, bo nie spełniał ich życzeń. To Ci, co chcą o Nim zapomnieć. Z pomocą zlaicyzowanego świata skupionego na ludzkich potrzebach, to takie proste!

Po cóż kształtować charakter? Po co dążyć do niedoścignionego Wzoru i każdego dnia walczyć o zbawienie swej duszy, zawierzając się Bożej Opatrzności, skoro można żyć łatwiej? Awans? Wróżba odpowie kiedy. Nowy biznes? Karty odkryją czy się uda. Miłość? Może nie warto walczyć, bo konstelacja gwiazd dziś nie sprzyja? Coś nie wyszło? To nie Twoja wina – winny jest kosmos! Tak właśnie małymi krokami piewcy laicyzmu usuwają z ludzkich sumień umiejętność rozróżniania dobra i zła, i kuszą wygodnym, bogatym, próżnym – „fajnym” – życiem. - Przecież na nie zasługujesz – szepczą. I sukcesywnie wymazują Boga podsuwając „duchowość zastępczą”: łatwiejszą, przyjemniejszą. Bez odpowiedzialności, bez piekła i wiecznej kary.

Ezoteryka, okultyzm nie są nowymi zjawiskami, ale ich dostępność i powszechność stanowią dziś ogromne zagrożenie dla duszy. Przeraża też fakt, że nawet jeśli problemem zajmują się tzw. opiniotwórcze media, to nie zauważają istoty problemu. Wróżbiarstwo traktowane jest jako pewne zjawisko społeczne, bardziej zaciekawiające niż groźne, a występujący wróżbici jawią się w nich nie jako szarlatani, ale co najwyżej zblazowani cynicy bogato żyjący z ludzkiej naiwności. Zabobony zaś pokazywane są jako „fajna” zabawa.

Warto zauważyć, że dziś wróżbici sami zestawiają się na równi z takimi zawodami zaufania społecznego jak prawnik, lekarz. Ba, chętnie sytuują się ponad nimi. Bo wróż w przeciwieństwie do „tamtych” ma być bezbłędny. Tego oczekuje klient.

Ta narracja idzie jeszcze dalej. Bowiem w postępowych mediach wiara w Trójjedynego Boga jak i wyznawcy Chrystusa postrzegani są jako „ciemnogród”, „moher” czy „stare dewotki”. W tych samych „światłych” mediach odwołujących się do nauki, logiki i rozumu bohaterem jest wróżka i zabobon.

Uwaga na zło!
Zjawisko związane z silną popularyzacją ezoteryki wszelkiej maści zostało zauważone przez Episkopat Polski. W marcu 2013 roku na forum Komitetu ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi KEP sformułowany został list pasterski, w którym napisano o kryzysie wiary, jaki dotknął wielu ludzi sięgających potem do okultyzmu i wpadających w ręce sekt.

„Z pewnością u podstaw tego kryzysu leży m.in. powszechny relatywizm, odrzucający istnienie wartości absolutnych i niezmiennych w każdej dziedzinie ludzkiego życia, zwłaszcza zaś na płaszczyźnie moralnej i religijnej. Prowadzić on może do przekonania o równości wszystkich religii czy systemów moralnych oraz do wyborów opartych na zasadach demokratycznych czy na subiektywnym przekonaniu, nie zaś na racjach obiektywnych i metafizycznych czy objawionych, a w konsekwencji do porzucenia chrześcijaństwa. Sprzyja temu dość powszechne dziś, także w naszym kraju, negatywne nastawienie do chrześcijaństwa, a nawet otwarta walka z nim” – napisał Episkopat.

Zwrócił przy tym uwagę na bardzo ważny problem jakim są zagrożenia duchowe. Wśród nich wymienił okultyzm, pojmowany jako doktryna i praktyki opierające się na tajemnej wiedzy i magicznym działaniu. „Wyraża się on dziś w uprawianiu magii, wróżbiarstwa, czarów, astrologii i jasnowidztwa, w organizowaniu seansów spirytystycznych, w wierze w skuteczność amuletów i talizmanów, w opieraniu się na przepowiedniach i horoskopach” – zaznaczyli biskupi.

KEP nie miał wątpliwości, że takie praktyki nie są niewinną zabawą i zauważył fakt, że stoi za nimi potężny biznes lansujący „określoną modę na tego rodzaju zachowania”. Tymczasem działanie złego ducha może prowadzić do zniewoleń, a nawet opętań, których ilość w Polsce rośnie. Komitet w swej diagnozie ocenił, że do tego typu niebezpiecznych praktyk skłania często ciekawość, chęć przeżycia mocnych wrażeń, ale też poszukiwanie zdrowia, czy odpowiedzi. „Niewątpliwie, obok szarlatanów zbijających kapitał na ludzkiej naiwności i ignorancji, mamy tu do czynienia także z grupami czy instytucjami, w tym politycznymi i finansowymi, którym zależy na odciągnięciu człowieka od Chrystusa i Kościoła” – napisał KEP w liście.

„To, co tajemnicze, nieznane i pozornie cudowne, łatwo wciąga, zwłaszcza jeżeli wiążą się z tym obietnice powodzenia, szczęścia, oświecenia czy zdrowia. Prowadzi to do mniej lub bardziej uświadomionego nasączania własnej religii elementami synkretycznymi, obcymi dla niej, stopniowo ją rozwadniając i zamieniając w magię” – zaznaczył Komitet, który równocześnie przestrzegł przed oswajaniem dzieci z okultyzmem z pomocą m.in. zabawek, gier, a także poprzez banalizowanie zła – to prosta droga do uzależnienia się od niego.

Chrześcijanin nie wróży
KEP jednoznaczne wskazał w liście, że nie jest do pogodzenia z chrześcijaństwem „szukanie jakiejkolwiek namiastki życia religijnego poza Chrystusem i Kościołem, ponieważ nie da się połączyć Ewangelii z tajemną pseudowiedzą, sakramentalnej działalności Kościoła z magią, wiary w zmartwychwstanie z wiarą w reinkarnację. Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem i de facto stawia człowieka poza Kościołem”. I jak dodał, „chrześcijanin, kierując się wskazaniami własnej wiary, zdecydowanie odrzuca wszystko, co jest z nią sprzeczne lub co jej zagraża”.

Takie stanowisko znajduje odzwierciedlenie w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość Por. Pwt 18,10; Jr 29, 8. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem – połączonym z miłującą bojaźnią – które należą się jedynie Bogu. Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich” (2116-2117).

Komitet ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi KEP wskazał też kierunki działań mające na celu eliminowanie wszelkich zagrożeń wiary. To „właściwie prowadzone duszpasterstwo i wychowanie w rodzinie, formujące dojrzałą i rozumnie uzasadnioną wiarę oraz postawy życiowe oparte na chrześcijańskiej hierarchii wartości”. Dodatkiem jest kompetentna wiedza o sektach czy okultyzmie, przekazywana na katechizacji, jak i „rzeczowa apologia chrześcijaństwa, polegająca nie tylko na obronie przed zarzutami, ale także na racjonalnym uzasadnieniu wiary w Chrystusa oraz na wykazywaniu wartości i wyższości chrześcijaństwa nad innymi religiami”. Tylko tyle i aż tyle.

Kościół katolicki wyjaśnia też czym jest zabobon i opisuje go (KKK 2138) jako wypaczenie kultu, „który oddajemy prawdziwemu Bogu. Przejawia się on w bałwochwalstwie, jak również w różnych formach wróżbiarstwa i magii”. Zaś popaść w zabobon (Por. Mt 23, 16-22) – oznacza „wiązać skuteczność modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrznych, jakich one wymagają” (KKK 2111).

Bo ezoteryczny świat to nic innego, jak walka sług szatana o ludzką duszę. Walka, w której odwrócenie się od Boga oznacza wieczne potępienie. Wróźby, zaklinanie rzeczywistości, odprawianie zaklęć i uroków, nawet najlepsza przepowiednia, jak i sprzyjający układ gwiazd piekła nie likwiduje, ale je napełnia.

MA



Z Bożą pomocą nie ma rzeczy niemożliwych. Poznaj niezwykłą historię lekarki, która pokonała machinę państwową

– W Norwegii trwa przesuwanie grani tylko w jedną stronę: przeciwko życiu. Ustawa uchylająca ochronę życia przeszła jednym głosem, przy masowych protestach środowisk chrześcijańskich. Wielu ludzi zostało wówczas aresztowanych – mówi z rozmowie z Janem Pospieszalskim opublikowanej na łamach tygodnika „Sieci” dr Katarzyna Jachimowicz, polska lekarka pracująca w Norwegii.

Dr Jachimowicz zaznacza, że od początku wiedziała, jak wygląda sytuacja lekarzy rodzinnych w Norwegii oraz, że do ich obowiązków należy m.in. kierowanie na aborcję i przepisywanie środków wczesnoporonnych. – Jednocześnie wiedziałam też, że istnieje klauzula sumienia, że mogę tych świadczeń nie robić. Nie sądziłam, że Norwegia, w której jest wolność i tolerancja, będzie bardziej totalitarna pod tym względem niż Polska za czasów komunistycznych – tłumaczy. Dodaje, że wszystko zmieniło się w roku 2015, kiedy to zaczęła obowiązywać nowa ustawa o zawodzie lekarza rodzinnego.

– W chwili gdy zmieniano prawo, w całej Norwegii było 16 lekarzy powołujących się na klauzulę sumienia. W tym ja. Przeciw nam były potężne wielotysięczne feministyczne manifestacje. Moja szefowa postawiła mnie pod ścianą: albo zmieniasz swoje poglądy, albo musisz zrezygnować z pracy – relacjonuje dr Jachimowicz, po czym tłumaczy dlaczego nie wybrała żadnej z tych „propozycji”. – Jestem katoliczką, jestem za życiem. Zabijanie człowieka, nawet w bardzo wczesnej fazie, jest czymś niedopuszczalnym. (…) Powiedziałam mojemu szefostwu, że to oni mnie muszą zwolnić. Sama z pracy nie zrezygnuję – opowiada.

Po tej deklaracji sprawy potoczyły się bardzo szybko – polska lekarka została zwolniona z pracy stając się jednocześnie pierwszym lekarzem w Norwegii prześladowanym za poglądy. – Cała ta sytuacja pokazała, że Norwegia jest krajem nietolerancyjnym. Akceptuje się tu różne narodowości, wyznania, mniejszości, wszelkie możliwe style życia poza katolickim – podkreśla.

Sprawa ostatecznie trafiła do sądu, który w pierwszej instancji wydał wyrok negatywny. – Sąd nie dopatrzył się złamania prawa. Orzekł, że mój sposób traktowania kobiet jest dyskryminujący, ponieważ kobieta, przychodząc do mnie, mogłaby się spotkać z odmową założenia spirali wczesnoporonnej, a mężczyzny taka odmowa nie spotka. Gdy to usłyszałam, mimo że przegrałam, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu – mówi dr. Jachimowicz.

Polska lekarka nie złożyła broni i walczyła dalej. Ostatecznie jej wysiłki nie poszły na marne, ponieważ sąd przyznał jej rację. – Po prostu wygrałam. (…) Chrześcijańskie stowarzyszenie lekarzy uznało to za wielki sukces, który świętowaliśmy na specjalnej konferencji – tłumaczy.

Dr Jachimowicz nie ukrywa, że udało jej się przetrwać ten trudny czas dzięki wierze w Boga. – Gdy miałam chaos w sobie, pomagał mi stały rytm dnia: odsłuchiwanie w drodze do pracy Słowa Bożego, kształtowanie dnia według tego. (…) Kiedy jesteś w sytuacji pozornie bez wyjścia, to masz wybór: albo będziesz narzekał i złorzeczył swoim wrogom, albo weźmiesz najmocniejszą chrześcijańską broń, jaką są miłość i przebaczenie. Od samego początku konsekwentnie modliłam się za osoby z drugiej strony. Zaczęłam od przebaczenia – podsumowuje polska lekarka.

Źródło: tygodnik „Sieci”
TK



W Nairobi powstrzymano agendę depopulacyjną ONZ. Karolina Pawłowska z Ordo Iuris dla PCh24TV


Karolina Pawłowska z Ordo Iuris ujawnia skalę malwersacji, manipulacji i absurdów odbywającego się w Nairobi (Kenia) szczytu ONZ. Polscy prawnicy wraz z koalicją zaprzyjaźnionych organizacji i reprezentacji wielu państw świata zatrzymali plany międzynarodwej agendy depopulacyjnej, mającej na celu promocję aborcji, antykoncepcji i permisywnej edukacji seksualnej.




Kard. Robert Sarah: Niszcząc liturgię, niszczymy wiarę!

– Przyczyną duchowego upadku Zachodu jest obojętność. Ludzie mówią: Bóg jest albo Go nie ma, to mnie nie interesuje. Wyrzuca się Boga z życia społecznego – Boga nie ma w polityce, w ekonomii, w ludzkiej codzienności. (…) Ludzie celebrują samych siebie: swoje działania, osiągnięcia, więzi, które ich łączą. Wymyślili swoją własną liturgię, w której nie ma już przestrzeni dla Boga, bo centralne miejsce zajmuje człowiek – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Niedziela” kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

W ocenie hierarchy ludzie część ludzi w Europie zapomniała o Bogu, a część po prostu uznała, że rację miał Nietzsche, który głosił, że „Bóg umarł”, co jest najważniejszą przyczyną kryzysu, w jakim znajduje się Kościół. Jeśli dołożymy do tego kryzys antropologiczny w wyniku którego „nie ma znaczenia, czy jest się chrześcijaninem, buddystą, muzułmaninem czy ateistą, ponieważ wszyscy są równi”, to można dojść do wniosku, że wiara nie ma sensu. – Porzuciliśmy naszą chrześcijańskość. W świecie polityki oficjalnie odrzuciliśmy swoje chrześcijańskie korzenie. To my, ludzie wyrzuciliśmy Boga z Europy – ubolewa.

Kard. Sarah jest zdania, że pierwszym etapem wyjścia z kryzysu powinna być nauka wiary w rodzinie. To rodzice powinni dawać dzieciom przykład żywej wiary w Chrystusa Króla. – Odpowiedzialni jesteśmy także my, kapłani. Mamy komunikować prawdziwą wiarę, a nie nasze opinie. Mamy nauczać wiary. Z szacunkiem traktować Komunię Świętą, z godnością celebrować Mszę Świętą. Jeśli zabraknie takiego podejścia, zniszczymy wiarę ludu – podkreśla.

– Niszcząc liturgię, niszczymy wiarę! Prawdziwy kryzys, upadek duchowy ma swój początek w zachowaniu kapłanów, którzy nie celebrują Mszy Świętej. Za tym idzie przemiana społeczna, kulturowa. Ludzie zaczynają wyrażać pogląd, że wiara jest sprawą prywatną, dlatego trzeba Boga wyrzucić z przestrzeni publicznej. A zatem musimy ponownie zamanifestować wiarę – wskazuje kard. Sarah.

Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zwraca również uwagę na fakt, że dzisiaj codziennością Kościoła jest chaos, a wielu katolików odnosi wrażenie, że doktryna przestała istnieć, a nauczanie moralne to coś archaicznego, co powinno się porzucić. – Każdy mówi to, co chce, według własnego uznania. Jedna konferencja biskupów mówi to, inna co innego. Nie ma już jedności w nauczaniu. Jest całkowite zamieszanie – zaznacza po czym dodaje: „Nie jesteśmy posłani, aby głosić swoją własną doktryną. Jeśli zatem nie nauczamy tego, co Pan nam powiedział, jeśli nie przekazujemy doktryny, to jak wierni mogą się czuć pewnie?”.

Źródło: „Niedziela”
TK



3 grudnia 2019

Żłóbek jest żywą Ewangelią. List Apostolski „Admirabile signum”

Do pielęgnowania tradycji przygotowywania żłóbka w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie zachęcił Ojciec Święty w podpisanym 1 grudnia w Greccio Liście Apostolskim „Admirabile signum”.
Papież podkreślił, że stanowi ona ważny element przekazywania wiary, a żłóbek jest jakby żywą Ewangelią, który powinien być obecny także w miejscach pracy, szkołach, szpitalach, więzieniach, na placach… „Chciałbym, aby ta praktyka nie ustała, a wręcz mam nadzieję, że tam, gdzie została zaniechana, zostanie odkryta na nowo i ożywiona” – napisał Ojciec Święty.
Publikujemy treść papieskiego Listu Apostolskiego:
LIST APOSTOLSKI
Admirabile signum
OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA
O ZNACZENIU I WARTOŚCI ŻŁÓBKA
1. Godny podziwu znak żłóbka, tak drogi chrześcijanom, zawsze budzi zadziwienie i zdumienie. Przedstawienie wydarzenia narodzin Jezusa oznacza zwiastowanie tajemnicy wcielenia Syna Bożego, z prostotą i radością. Żłóbek jest jakby żywą Ewangelią, która wypływa z kart Pisma Świętego. Kontemplując scenę Bożego Narodzenia, jesteśmy zaproszeni do duchowego wyruszenia w drogę, pociągnięci pokorą Tego, który stał się człowiekiem, aby spotkać każdego człowieka. I odkrywamy, że On nas miłuje tak bardzo, że jednoczy się z nami, abyśmy i my mogli się z Nim zjednoczyć.
Tym listem chciałbym wesprzeć piękną tradycję naszych rodzin, które w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie przygotowują żłóbek, a także zwyczaj umieszczania go w miejscach pracy, szkołach, szpitalach, więzieniach, na placach… To naprawdę realizacja twórczej wyobraźni, która wykorzystuje najbardziej różnorodne materiały do tworzenia małych arcydzieł piękna. Uczymy się od dzieciństwa: kiedy tato i mama wraz z dziadkami przekazują ten radosny zwyczaj, który uosabia bogatą duchowość ludową. Chciałbym, aby ta praktyka nie ustała, a wręcz mam nadzieję, że tam, gdzie została zaniechana, zostanie odkryta na nowo i ożywiona.
2. Pochodzenie żłóbka jest zgodne przede wszystkim z niektórymi ewangelijnymi szczegółami narodzin Jezusa w Betlejem. Św. Łukasz Ewangelista mówi zwyczajnie, że Maryja „porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (2, 7). Jezus został złożony w żłobie, który po łacinie nazywa się praesepium, skąd bierze się włoskie słowo presepe, a od którego wywodzimy nasze określenie żłóbek.
Wchodząc w ten świat, Syn Boży znajduje miejsce tam, gdzie zwierzęta przychodzą jeść. Siano staje się pierwszym posłaniem dla Tego, który objawi się jako „chleb, który z nieba zstąpił” (J 6, 41). Symbolikę tę uchwycił już św. Augustyn wraz z innymi Ojcami, gdy napisał: „W żłobie położony stał się pokarmem naszym” (Mowa 189,4, w: Wybór mów, ATK, Warszawa 1973, s. 38). Istotnie, żłóbek zawiera różne tajemnice życia Jezusa i sprawia, że odczuwamy je jako bliskie naszego codziennego życia.
Przejdźmy jednak od razu do pochodzenia żłóbka, tak jak go pojmujemy. Myślą udajemy się do Greccio, w Valle Reatina, gdzie św. Franciszek prawdopodobnie się zatrzymał, zapewne w drodze z Rzymu, gdzie 29 listopada 1223 r. otrzymał od papieża Honoriusza III zatwierdzenie swojej Reguły. Po jego podróży do Ziemi Świętej, groty te przypominały mu w szczególny sposób krajobraz Betlejem. I możliwe, że w Rzymie, w Bazylice Santa Maria Maggiore, Biedaczyna był pod wrażeniem mozaik przedstawiających narodziny Jezusa, tuż obok miejsca, w którym zgodnie ze starożytną tradycją zachowały się deski żłobka.
Źródła franciszkańskie szczegółowo opisują to, co wydarzyło się w Greccio. Piętnaście dni przed Świętami Bożego Narodzenia, Franciszek wezwał pewnego miejscowego człowieka o imieniu Jan i poprosił go o pomoc w spełnieniu pragnienia: „Chcę bowiem dokonać pamiątki Dziecięcia, które narodziło się w Betlejem. Chcę naocznie pokazać Jego braki w niemowlęcych potrzebach, jak został położony w żłobie i jak złożony był na sianie w towarzystwie wołu i osła”[1] (FF, 468). Wierny przyjaciel, skoro tylko usłyszał, natychmiast poszedł, aby przygotować na wyznaczonym miejscu wszystko, co było potrzebne, zgodnie z życzeniem Świętego. 25 grudnia z różnych stron przybyło do Greccio wielu braci. Przybyli także mężczyźni i kobiety z okolicznych obejść, przynosząc kwiaty i pochodnie, aby rozświetlić tę świętą noc. Franciszek po przybyciu, znalazł żłób z sianem, wołu i osiołka. Ludzie, którzy się zbiegli, w obliczu sceny Bożego Narodzenia, okazali nigdy wcześniej niezaznaną, niewypowiedzianą radość. Następnie kapłan uroczyście odprawił na żłobie Eucharystię, ukazując związek między Wcieleniem Syna Bożego a Eucharystią. Przy tej okazji w Greccio nie było figurek: szopka została stworzona i zrealizowana przez tych, którzy byli obecni [2].
W ten sposób zrodziła się nasza tradycja: wszyscy wokół groty, pełni radości, bez żadnego już dystansu między wydarzeniem, które się dokonuje, a tymi, którzy stają się uczestnikami tajemnicy.
Pierwszy biograf św. Franciszka, Tomasz z Celano, przypomina, że tamtej nocy do prostej i wzruszającej sceny dołączył dar cudownego widzenia: jeden z obecnych widział Dzieciątko Jezus leżące w żłobie. Od tego żłóbka Bożego Narodzenia roku 1223, „każdy z radością powrócił do siebie”[3].
Więcej...