Plan czteroetapowej „nowej normalności” przedstawiony przez rząd pokazuje, że musimy niemal na stałe nauczyć się żyć w epidemicznym reżimie. Stopniowe odmrażanie gospodarki rozłożone jest na zarysowane z góry etapy. Niepokojąca jest jednak przestrzeń, która dla wielu z nas jest wyjątkowo ważna. Reżim narzucony Kościołowi jest nieporównanie bardziej surowy niż ten, którym zostały objęte sklepy czy komunikacja publiczna. Dla wielu z nas to ogromny problem, który będzie miał bardzo dotkliwe konsekwencje. Czy „nowa normalność” ma być życiem bez sakramentów?
Na czas Wielkiego Postu i święta Zmartwychwstania Pańskiego wprowadzone zostały naprawdę drakońskie limity. W świątyniach przebywać mogło zaledwie 5 osób, bez względu na przestrzeń. I choć większość kościołów jest na tyle duża, że mogłoby się w nich zmieścić znacznie więcej osób, z zachowaniem wszelkich procedur bezpieczeństwa, obowiązywał zakaz, który właściwie zmusił nas do pozostania w domach. Dla ludzi wierzących kolejne tygodnie bez sakramentów to naprawdę trudne doświadczenie. Dlatego jeszcze przed ogłoszeniem nowych wytycznych, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki zaapelował do premiera, by wprowadzono sprawiedliwe i proporcjonalne limity. Zaproponował 1 osobę na 9 m2, nie wliczając w to osób sprawujących kult i posługujących lub osób zatrudnionych przez zakład lub dom pogrzebowy w przypadku pogrzebu.
Siła do walki z epidemią pochodzi przecież nie tylko z siły intelektu, czy psychiki, ale przede wszystkim z siły ducha, która od wieków w Polsce jest umacniana dzięki sakramentom i wspólnej modlitwie
Propozycja wydaje się zasadna i rozsądna, jednocześnie spełnia wszystkie wymogi zachowania bezpiecznej przestrzeni pomiędzy ludźmi. Księża od początku pandemii stosują nadzwyczajne środki, by utrzymać bezpieczeństwo świątyń. Zmagają się z surowym nakazem zachowania limitu wiernych i groźbą wysokich kar, borykając się jednocześnie z oczekiwaniami wiernych, by mogli uczestniczyć w Mszach świętych i pogrzebach. Dramatyczne są sytuacje, w których ksiądz musiałby uniemożliwić komuś wejście do kościoła, a i takie rzeczy się zdarzają. Większość jednak pozostaje w domach, ratuje się transmitowaną Mszą świętą, uczestniczy zdalnie w nabożeństwach, ale długo tak przecież nie można.
Apel abp. Gądeckiego nie został wysłuchany przez premiera. Limit wiernych w kościołach ograniczono do 1 osoby na 15 metrów 2. I to nie od najbliższej Niedzieli Miłosierdzia Bożego, a od poniedziałku! Oznacza to, że do ogromnej świątyni wejść będzie mogło 50-60 osób. Plan ten został ogłoszony w ramach tzw. „nowej normalności”. Ogromna część wiernych zostanie więc pozbawiona sakramentów na długie miesiące. Na ten stan rzeczy zareagowała na szczęście grupa posłów PiS, która wystosowała do premiera apel, wspierający głos przewodniczącego KEP.
Jako posłowie na Sejm Rzeczypospolitej, reprezentanci obywateli i wyborców z naszych okręgów dołączamy się do apelu przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego o bardziej spójne, proporcjonalne i sprawiedliwe kryterium ograniczania dopuszczalnej liczby wiernych w kościołach
Naprawdę trudno wyobrazić sobie sytuację, w której za normalność uznamy izolowanie ludzi od życia sakramentalnego. Nie przyniesie to z pewnością nic dobrego, a jedynie pogłębi naszą frustrację. Nie można planować otwierania salonów kosmetycznych i siłowni, pomijając zupełnie setki tysięcy wiernych pozbawionych możliwości pójścia do spowiedzi czy na Mszę świętą. Wielu z nas siłę do życia w tej trudnej, pandemicznej sytuacji, czerpie właśnie z Eucharystii. Nie można tej przestrzeni życia obostrzyć niesprawiedliwymi i nieproporcjonalnymi zakazami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz