Efekt motyla i ziarenko piasku
W 1963 roku amerykański matematyk i meteorolog Edward Norton Lorenz zbudował równanie odnoszące się do zjawisk atmosferycznych i udowodnił, że nawet niewielka zmiana w jednym z punktów atmosfery może być przyczyną wielkich zmian w innym jej obszarze. Obrazowo ukazał tę zależność, wskazując na motyla, którego trzepotanie skrzydeł w brazylijskiej Amazonii może wywołać tornado w Teksasie. Każdy ruch skrzydeł motyla wywiera bowiem presję na otaczające go molekuły powietrza w celu wzniesienia owada w górę. Każdy ruch powoduje więc niewielką zmianę ciśnienia powietrza wokół owada, a ciśnienie atmosferyczne jest jednym z kluczowych czynników wpływających na zmiany w pogodzie. Od tamtego czasu fakt, że niezwykle małe zaburzenia mogą prowadzić do rewolucyjnych zmian, zwykło się nazywać efektem motyla.
Planeta Ziemia to rzeczywiście doskonale zbudowany system powiązań i wzajemnych relacji. Kosmos, Ziemia, życie na Ziemi to mechanizm składający się z nieograniczonej liczby zależnych od siebie zębatek. I tak na przykład ogromne obszary wilgotnych lasów równikowych w Ameryce Południowej są całkowicie uzależnione od dostaw piasków z Sahary niesionych przez wiatry atlantyckie. Piasek Sahary jest niezwykle bogaty w składniki mineralne niezbędne do rozwoju roślinności tropikalnej; bez niego Amazonia stałaby się bagnistym pustkowiem.
Podróż z Afryki Północnej do Ameryki Południowej przez cały Atlantyk zajmuje jednemu ziarenku piasku od tygodnia do dwóch. W tym czasie przebywa ono drogę od 7 do 10 tysięcy kilometrów, unosząc się na wysokości 3 kilometrów nad poziomem morza. Co ciekawe, z danych satelitarnych wynika, że ponad połowa opadającego na obszar Amazonii pyłu pochodzi z maleńkiej kotliny, znajdującej się w centralnej części Sahary, na terytorium Czadu. Ten obszar to niezwykle bogate w minerały terytorium dawno wyschniętego akwenu. Równikowe prądy powietrzne odbijają się od łuku górskich szczytów, jakie tworzą Andy, i stają się wiatrami, które wywołują tornado w Teksasie, a następnie stają się na nowo wiatrami atlantyckimi i mają wpływ na zmiany pogody w Europie, w tym oczywiście także w Polsce, a ostatecznie sprawiają, że pada śnieg na Syberii.
Można by zatem powiedzieć, że to, czy pada deszcz w naszym kraju, zależy od małego ziarenka piasku z Sahary, który sprawia, że urośnie drzewo w Amazonii, na którym zatrzyma się na chwilę motyl, aby później ponownie się wznieś i zatrzepotać skrzydłami. Co jednak się stanie, gdy zabraknie tego drzewa na terenie amazońskiej dżungli i tego motyla?
Lasy Amazonii
Amazonia to 5 procent całej powierzchni Ziemi, a znajduje się tam 20 procent światowych zasobów niezamarzniętej wody pitnej oraz 34 procent światowych rezerw lasów. Zróżnicowanie biologiczne ekosystemów Amazonii jest największe na Ziemi. Według ekspertów na jednym kilometrze kwadratowym może rosnąć w przybliżeniu 75 tysięcy rodzajów drzew. Region jest zamieszkany przez około 2,5 miliona gatunków owadów oraz zwierząt. Mieszka tu około 20 procent wszystkich ptaków Ziemi. Lasy Amazonii kryją w sobie jeszcze setki nierozpoznanych przez człowieka gatunków zwierząt i roślin. Zwane są „zielonymi płucami świata” – to tu występuje największa produkcja tlenu, a zarazem pochłaniane jest najwięcej dwutlenku węgla na świecie. Śmiało możemy powiedzieć, że co piąty oddech, jaki każdy z nas, ludzi na Ziemi, wykonuje, robi go dzięki drzewom Amazonii. To dzięki nim bije nasze serce.
Niestety te zielone płuca stają się coraz mniejsze, a przez to i mniej wydajne. Amazońskie lasy istnieją od dziesiątków milionów lat, ale dopiero w ciągu ostatnich dziesięcioleci zaczęło im zagrażać poważne niebezpieczeństwo. Ma to związek z rabunkową gospodarką i wycinaniem selwy, głównie pod pola uprawne i pastwiska. Kraje posiadające lasy równikowe należą do biedniejszych. Eksport drewna przynosi im szybkie zyski. Skorumpowane rządy wielu państw posiadających lasy amazońskie, ulegając naciskom wielu zachodnich korporacji, przywiązują małą wagę do problemu niszczenia lasów. Wiele firm swobodnie prowadzi handel drewnem pochodzącym z lasów amazońskich. Zwiększa się także popyt na mięso w świecie. Tylko w Boliwii, w kraju, w którym mieszkam, ilość bydła przeznaczonego na ubój w ciągu ostatnich dziesięciu lat zwiększyła się z 3 milionów pogłowia w 2010 roku do 20 milionów sztuk obecnie. Związane jest to z zadłużeniem Boliwii wobec Chin i częściową spłatą długu w postaci mięsa. Tak znaczne zwiększenie pogłowia wiąże się oczywiście z koniecznością wycinki lasów i przeznaczeniem tych terenów na pastwiska.
Raporty opracowywane przez międzynarodowe organizacje ukazują ogrom skali wylesienia. Rocznie bezpowrotnie w Amazonii znika 30 tysięcy kilometrów kwadratowych lasu równikowego. Jest to powierzchnia województwa mazowieckiego. Szacuje się, że każdej minuty wycinany jest i bezpowrotnie ginie obszar Amazonii wielkości półtora stadionu piłkarskiego. Naukowcy apelują, że jeżeli nie zatrzymamy procesu dewastacji środowiska, to w roku 2030 nastąpi tak zwany punkt krytyczny. Po jego przekroczeniu lasy nieodwracalnie zaczną umierać. Wymarcie lasu i jego zamiana w sawannę lub pustynię doprowadzi do nieodwracalnej klęski ekologicznej naszej planety.
Destrukcja Bożego dzieła
Goniący za zyskiem „cywilizowany” człowiek niszczy ziemię, z której się wywodzi, burzy naturalną równowagę środowiska, zbliżając się do momentu, w którym spowoduje własną zagładę. Tak gwałtowna degradacja środowiska naturalnego nie pozostaje już teraz obojętna dla mieszkańców, szczególnie rdzennych plemion Ameryki, dla których przyroda jeszcze do niedawna stanowiła naturalny habitat. Wystarczy tylko odwiedzić prowincje Guarayos i Ñuflo de Chávez boliwijskiego departamentu Santa Cruz, zamieszkiwane przez indiańskie plemiona Guarayos i Chiquitos, aby dostrzec postępujący proces migracji rdzennej ludności do miast. Plemiona Indian, od wieków żyjące w lasach, tracą swoje domostwa i zmuszone są do emigracji. Powiększają oni dzielnice nędzy wielkich miast (slumsy): zwiększa się przestępczość, szczególnie wśród młodzieży, problem narkomanii i prostytucji. Z oburzeniem lubimy powtarzać historie o tym, jak bardzo niebezpiecznymi dla Europejczyka są kraje Ameryki Łacińskiej, szczególnie peryferyjne obszary wielkich miast, lecz sami naszym konsumpcyjnym stylem życia doprowadzamy do powiększania się tych obszarów nędzy.
W encyklice Laudato si’, dokumencie poświęconym trosce o nasz wspólny dom i ochronie harmonijnego współżycia wszystkich ludzi, papież Franciszek napisał: „Refleksje teologiczne czy filozoficzne o sytuacji ludzkości i świata mogą brzmieć jak powtarzanie pustych haseł, jeśli nie zostaną na nowo umieszczone w aktualnym kontekście, bezprecedensowym dla historii ludzkości”. Natomiast kilka miesięcy po tym, jak zapowiedział Synod dla Amazonii, udał się do Puerto Maldonado w peruwiańskiej Amazonii, gdyż jest to jedno z tych miejsc na Ziemi, skąd szczególnie mocno rozbrzmiewa ekologiczno-teologiczne przesłanie Franciszka dla świata. W encyklice papież Franciszek pisze, że „księga natury jest jedna i niepodzielna”. Proces degradacji środowiska przyrodniczego i środowiska ludzkiego zachodzi jednocześnie, a najmocniej i bezpośrednio odczuwają to zawsze najubożsi mieszkańcy naszej planety. W Puerto Maldonado widać tę zależność niemalże gołym okiem. Bogactwo zasobów naturalnych (biomateriału i złota) obecne na tym terenie doprowadziło bowiem do rabunkowej gospodarki, a co za tym idzie – do destrukcji Bożego dzieła, w konsekwencji zaś do zniszczenia świata relacji międzyludzkich i zasad moralnych.
Obraz spustoszenia ze złotem i rtęcią w tle
Amazoński departament Madre de Dios w Peru, którego stolicą jest Puerto Maldonado, graniczący z boliwijskim departamentem Pando, to teren bogaty w złoto, którego drobinki można znaleźć na piaszczystych nadbrzeżach dorzeczy Amazonki. Kiedy „poszukiwacze złota” odkryli ten szlachetny minerał, zaroiło się od nielegalnych kopalni złota. Pracowali tam jednak głównie miejscowi mieszkańcy dżungli, dorabiając sobie w ten sposób na życie. Oni wiedzieli, że muszą żyć w symbiozie z otoczeniem. Skutki jakiegokolwiek braku równowagi odczuwali bezpośrednio na własnej skórze. Dzisiaj jednak nie łopaty, lecz potężne maszyny przewalają codziennie niezliczone ilości brzegowej ziemi w poszukiwaniu żółtego metalu. Aby użyć jednak tych maszyn (pomp górniczych, pogłębiarek, przesiewaczy…), najpierw trzeba zlikwidować przeszkody, czyli obalić drzewa i wypalić krępującą ruchy maszyn okoliczną florę. Do tego dochodzi codzienne zużycie 1500 litrów oleju wylewanego bezpośrednio do rzeki lub na ziemię; co na jedno wychodzi, bo i tak ulewne deszcze zmyją go do rzeki. Gęsta sieć rzek na tym obszarze to dzisiaj odrażający obraz spustoszenia.
Pracujące tam maszyny górnicze i dostający się do dorzeczy Amazonki zużyty olej z maszyn to tylko mała cząstka destrukcyjnej działalności człowieka. Prawdziwym zagrożeniem dla ekosystemu jest technologia używana w procesie oczyszczania złota: oddzielania czystego złota od innych kruszców takich jak miedź czy żelazo. Niektóre sposoby rafinacji złota znane były już w starożytności i w sumie przez wieki się nie zmieniły. Najlepszy sposób oczyszczania złota polegał – według Pliniusza – na użyciu rtęci: „Kiedy potrząsa się często wraz z rtęcią w glinianych naczyniach, to w ten sposób zostają odrzucone zanieczyszczenia. By sama rtęć oddzieliła się od złota, wylewa się ją na podsunięte skóry, przez które przepływając jak pot pozostawia czyste złoto”. Sposób ten wymagał jeszcze odzyskania niewielkiej części złota, która pozostała w rtęci po przesączeniu przez skórę – w tym celu odparowywano rtęć.
W Unii Europejskiej kwestię ograniczeń w wydobyciu rtęci i handlu tym pierwiastkiem reguluje międzynarodowa konwencja nazwana „Konwencją z Minamaty”, natomiast w boliwijskiej czy peruwiańskiej dżungli, jak też w innych miejscach bogatych w złoto, żadne konwencje nie obowiązują, a słowo mercurio, czyli rtęć, to być może jedyny pierwiastek chemiczny, którego nazwę znają doskonale amazońskie dzieci. By uzyskać 1 gram czystego złota, trzeba użyć 2 gramów rtęci. Rocznie w departamencie Madre de Dios wydobywa się około 35 ton złota. Rachunek jest prosty: 70 ton rtęci, tego nadzwyczaj groźnego metalu, który po procesie odparowania miesza się z powietrzem, wraca później w postaci mikroskopijnych kropli i opada w pobliżu miejsca, gdzie odbywał się proces chemiczny. Następnie dzieje się z nim to samo, co w przypadku zużytego oleju, czyli częściowo pozostaje w glebie, a resztę deszcze zmywają do rzeki, gdzie gromadzi się na dnie koryta. Później jest wchłaniana przez ryby i jeśli taką rybę zje inna ryba, wytwarza się metylortęć, śmiertelna trucizna. Stąd już o krok do skutków, jakie wywołuje ten związek chemiczny w systemie nerwowym i oddechowym amatorów ryb. A przecież dla Indian mieszkających na tych terenach rzeki z dziada pradziada były matkami żywicielkami. Tutaj rzeczywiście obowiązuje faktyczne prawo dżungli, prawo silniejszego. Jaki pozostawia się wybór rdzennym mieszkańcom tych ziem?
Anonimowi i znikający bez śladu
Bogaci i szanowani obywatele, właściciele maszyn i kopalni, żyją w miastach, często w innych krajach, na innych kontynentach. Handlują złotem, które w Europie kupują mężczyźni dla swoich wybranek i ukochanych. W kopalniach zaś pracują najubożsi, żyjąc w domkach skleconych naprędce z bambusowych pali i owiniętych niebieską folią. Pierwszą czynnością w stosunku do tych pracowników jest odebranie im dokumentu tożsamości. Po przekroczeniu zasieków strzeżonych przez uzbrojonych ochroniarzy wynajętych przez właścicieli kopalni stają się numerem wyjętym spod prawa. Są to głównie sezonowi pracownicy najczęściej z licznie zaludnionych terenów Płaskowyżu Andyjskiego, gdzie stopa bezrobocia utrzymuje się niezmiennie na bardzo wysokim poziomie. Ze zrozumiałych powodów są to głównie mężczyźni, którzy oprócz fundamentalnych potrzeb związanych z życiem w tym miejscu i naturą pracy mają także zapotrzebowanie na alkohol i oczywiście na seks. Ilość nieletnich dziewcząt, które kręcą się wokół tych górniczych osiedli, jest zatrważająca. To młode dziewczyny, często jeszcze dzieci, które w ten sposób starają się zasilić domowy budżet rodzin pozbawionych ziemi i tradycji.
Dochodzi do tego jeszcze kwestia całkowitego braku kontroli przez państwo nad tym procederem. „Dla pracodawców – mówi ksiądz Xavier Arbex, odpowiedzialny za akcję duszpasterską w tym rejonie – ani pracownicy kopalni, ani inne osoby wchodzące w skład obozów górniczych: członkowie rodzin, kucharki, «dziewczyny do towarzystwa», dostawcy i całe zaplecze logistyczne, nie istnieją w żadnej formie spisów i tym mniej wykazów imiennych. Między sobą używają pseudonimów takich jak Flaco (chudy), Gordo (gruby), Chato (mały). Najczęstszą przyczyną śmierci jest tutaj przysypanie ziemią podczas pracy przy wybieraniu brzegów, utonięcia, wszelkiego rodzaju choroby, nawet te łatwo uleczalne w zwykłych warunkach, oraz zatrucia rtęcią, szczególnie w przypadku małych raczkujących dzieci. Do tego dochodzą zgony w wyniku działań przestępczych, schorzeń wenerycznych i jako konsekwencje aborcji”. Rocznie – jak oblicza zapytany duszpasterz – znika bez śladu w tym regionie około 150 do 200 najczęściej anonimowych osób.
Służyć i doglądać
„Przestałby papież zajmować się zwierzątkami i roślinkami, a zacząłby mówić o rzeczywistych problemach Kościoła i świata”. Tego typu stwierdzenia można często spotkać, nawet w prasie podającej się za katolicką. Czy jednak życie nas wszystkich, a szczególnie tych najbiedniejszych, którzy jak zawsze cierpią najbardziej, nie jest rzeczywistym problemem dla Kościoła? Tematy nadzwyczajnego Synodu na temat Amazonii zapowiedzianego na październik to nie kwestia wyłącznie gwałtu dokonywanego na ekologii, lecz autentycznych zbrodni jednego człowieka wobec drugiego brata. W grę wchodzą pojęcia życia i godności ludzkiej, sprawiedliwości społecznej, dyskryminacji kulturowej i językowej. Dotykamy tutaj fundamentalnych praw człowieka w ich ściśle egzystencjalnym wymiarze.
Papież Franciszek wzywa nas często do ekologicznego nawrócenia. Jest to konkretne zadanie dla nas wszystkich. Ma ono na celu zapobieżenie „morderstwu stworzonego świata” i wytworzenie „nowych nawyków” w społeczeństwie takim jak nasze. Chodzi na przykład o promowanie alternatywnego handlu ekosolidarnego, wzmacnianie modeli ekonomicznych opartych na zasadach sprawiedliwości, a nie tylko na maksymalizacji zysku, rezygnacji z nadmiernej konsumpcji, oszczędności… Jak pisał papież Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate: „Kupno jest zawsze aktem moralnym, nie tylko ekonomicznym”. Nawrócenie ekologiczne to nic innego jak wezwanie do wierności względem biblijnego nakazu z Księgi Rodzaju: „Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go [po hebrajsku użyte słowo znaczy także „służył mu”] i doglądał [postawa pełna miłości i troski]” (Rdz 2,15).
Jest to proces wymagający od chrześcijan zachodniego świata „zdekolonizowania umysłów”, a ponieważ mentalność kolonialna wciąż w Kościele jest obecna, dlatego też konieczne jest wejście na drogę autentycznego nawrócenia. W Instrumentum laboris Synodu Biskupów możemy przeczytać wezwanie do wsłuchania się w krzyk uciemiężenia ubogich, gdyż usłyszenie go może stać się dla nas początkiem nawrócenia. W ten oto sposób obecny kryzys ekologiczny może stać się dla nas chrześcijan bogatej Północy felix culpa („błogosławioną winą”): jedyną w swoim rodzaju okazją do nawrócenia. „Przeżywany kryzys – czytamy w dokumencie – otwiera nowe możliwości ukazywania Chrystusa w całym jego wyzwalającym i uczłowieczającym potencjale. Dokonuje tego, kierując nasze serce, wzrok i dłonie ku najbiedniejszym. To w Amazonii dzisiaj Kościół staje się Ciałem i tam rozbija swój namiot (por. J 1,14). W Amazonii, gdzie życie pulsuje energią, gdzie szumem drzew i rwącym gwarem rzek wyśpiewuje pieśń życia, i gdzie życie tańczy taniec życia – siostry ptaki tańczą z braćmi rybami, a małe siostrzyczki mrówki pląsają razem z larwami i owadami – człowiek może odkryć działanie Boga w duszy, gdyż jak pisał św. Bonawentura, kontemplacja jest tym wznioślejsza, im bardziej człowiek odczuwa w sobie działanie Bożej łaski albo im bardziej potrafi rozpoznawać Boga w innych stworzeniach”. Chodzi zatem o to, „aby amazońska rzeczywistość opuściła Amazonię i wywarła wpływ na całą planetę i na cały Kościół Powszechny”.
Kasper Mariusz Kaproń OFM (ur. 1971), doktor liturgiki, od 2011 roku misjonarz w Boliwii wśród Indian Chiquitos i Guarayos, obecnie pracownik naukowy, sekretarz generalny i kierownik studiów doktoranckich na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu św. Pawła w Cochabambie. Opublikował: Stamtąd wszystko widzi się lepiej. Polski Kościół w oczach misjonarza w Boliwii.